piątek, 12 grudnia 2008

-dlaczego płaczesz ptaszyno? za czym tęsknisz?
spytał człowiek
- za wolnością tęsknię, za wolnością
odpowiedziała ptaszyna
-przeciez masz u mnie wszystko...ciepło, jedzenie i miłosc
-umieram, gdy w moich skrzydłach nie czuć wiatru

-leć więc
odpowiedział człowiek i wypuścił piękną z klatki
odleciała wprost do nieba, ku słońcu kierując swoje szlaki

czwartek, 6 listopada 2008

do mnie przyjdź

dłonią swoją moją chwyć

po cichu ciało odprowadź , palcami opuść powieki moje

szyję tętniącą, twarz bielejącą

oplątaj,

oddechem gasnącą,

oplątaj

utul snem bez przebudzenia

winą bez przebaczenia


wtorek, 14 października 2008

a gdy zastygnie żar ogniem własnym wypalony,
płomień zgaśnie jak życie podmuchem wczorajszym zagaszonystanie się noc w objęciach dzień tuląc zatracony

siedzisz wzrok wpatrując w obraz od patrzenia poblakły
siedze wzrok w ciebie wpatrując od nadzieji z sił opadły

szukasz wiary i swojego własnego spełnienia
szukam ciepła i twojego umysłu zrozumienia

niestała swoim wnętrzem roztargana
dzisiaj jestem, jutro wstanę i po cichu odejdę

i stanie sie nicość
i będzie tak jak gdyby nigdy nas nie było
jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło

ciało zatonie mi w innych objęciach zimne i zapomniane
źrenice zatoną mi w innych oczach zmęczone i zapłakane

i będzie przestrzeń
i będzie pustka
i będzie strach
przed tym, że przecież nigdy nie było nas.

poniedziałek, 14 lipca 2008

a trawa pod stopą bosą pokłonem się ugina, ostrzem skrytym w źdźbłach nowonarodzonych ruchem każdym nogi podcina,do przodu wciąż uparcie ciągnie krokiem niezwinnym, chwytając wiatr za podmuchem goniąc niewinnym chwytając wiatr ze wzrokiem zapatrzonym, zmąconym, leniwym okropne okropieństwo, zawirowało wiatrem nieznośne nieposłuszeństwo, dzieci uciekły, ptaki zamilkły,przystanęła piękna, zaskoczona przestrzenią, co nagle jestewstwo jej ogarnęła uklękła piękna, szumem zatrwożona, niepojętością sytuacji przerażona,upadła ciałem całym, niestałym
otwarłam oczy, w fotelu wygodnie usiadłam, papierosowym dymem włosy otrałam oto jestem, w psychodelicznym czasie, pomiędzy ziemią a niebem przykucłam sobie właśnie oto jestem, w codziennym transie, ja i ona w nieskończonej walce siostrobójczej wojnie o to która świecić ma jaśniej dziś ja, ona jutro ..po bitwie krajobraz i stłuczone w duszy lustro w lustrze odbić moc, a każde zachęcająco z uśmiechem woła no chodź..przyjdź, podejdź dostrzeż którąś z sióstr, zasmakuj siostrzany trujący spojrzenia miód
przybliż, dotknij i zgiń zmrożony przez lustrzanego serca lód zobacz, poczuj dostrzeż w tej paranoicznej myśli cud by w sennej zdobyczy dla siebie znaleść rolę, miejsce i przestrzeń, by w moją swoją obrócić wolę weź mnie za rękę, pobiegniemy nad rzekę, wejdziemy nagością naszych ciał cali duszą i ciałem najgłębiej jak się tylko da, nie zaczerupując oddechów już więcej zanurzymy postacie swe w cudownym rzeki tej odmęcie,wejdziemy i zamkniemy na powrót oczy, a ptaki przylecą i dzieci rozbawione przybiegną i stanie się przestrzeń, nadejdzie przeczekania czas, obudzi nowy rok, gdzieś tam gdzie nie będzie już nas

wtorek, 13 maja 2008

słów kilka

"Czekając na przeznaczenie warto w każdej maleńkiej chwili zrobić jak najwięcej. Wciąż przypomnieć to, co zostało nam podarowane. Słowa w listach, zdjęcia, które na zawsze utrwaliły to, co odeszło. Zapamiętać smak, dotyk, głos, czyjeś oczy, które spoglądając potrafiły powiedzieć wszystko. Życie jest słodką czekoladą radości i słonym okruszkiem łez. Składa się z maleńkich śladów ludzi, których kochamy."

Fragment opowiadania „Nigdy w życiu”
Autorstwa Aleksandry Barbary

”[...] Jeśli brak Ci siły, by żyć spokojnie, znajdź słowa, które będą szły jeden kroczek przed Tobą. Znajdź cień, który daje ktoś, kto obdarzy Cię siłą na dalsze dni. Nigdy w życiu nie zamykaj drogi do łez radości, bo łzy smutku same znajdą drogę do Ciebie”.

Fragment opowiadania „Nigdy w życiu”
Autorstwa Aleksandry Barbary

czwartek, 24 kwietnia 2008

odnajdując w umysłu zawiłości
sekretnym cichym pokoju echa nigdy niekończącego sie zdania
odbijanego pomiędzy ludzkie ciała obijanego
rozpoczętego niezakończonego urwanego
słowem będącego literą bez dźwięku
wyrazem tak pełnym będącym przeraźliwego lęku
to co niewypowiedziane słów chcąc wypłynąć potokiem
to co niewykrzyczane by z płaczem musieć spłynąć spowrotem
ze łzami gorzkimi strumieniami
do środka skrycie by nie pokazać jak bardzo potrafi boleć życie
z dnia na dzień coraz bardziej zabija
widzialną upadku wizją jutro spowija

wtorek, 18 marca 2008

hear my voice and take my tired soul...

sowa huka, czarna szuka
czai i zagląda , zza okna mi spogląda
w białych firan odbicia cieniu
rozkłada w poklasku skrzydeł nocy stworzeniu
z drzewem starym w bliskości
jego i jej w ziemi jedności
zlatuje obok unosząc w energii pokładzie
niedosięgnionej w mocy przestrzeni
w zawirowanym tańcząc hipnotycznym pokazie
w powietrzu wiruje niezliczone tworząc prądy
w niezmąceniu stanym żadnym nakreślając lądy
sowa wije i szamota, oplątana drzewem wciąż sie miota
sił resztkami bój staczając z wichrowymi podmuchami
opada zaklęta w dół na ziemię
by z ziemią i drzewem stać się zespoleniem
jednym w dziele mroku być wrażeniem
jak omen wciąż pojawia się i znika
będąc duchem co na wskroś umysł sennie mi przenika
na bladym ciele poświatą układa
w zmęczone dłonie życie swe bezwładnie składa
(AS)

poniedziałek, 17 marca 2008

samotnie

w pozbawionym przestrzeni pulsie
cichym gasnącym
w zdławionym zaciśniętym od niemocy pełnym gardle
przelwa trucizna zabójcza tak zajadle
przemierza powoli ciało żył korytarze
czekając ofiary przedkładanej na dusz ołtarze
by smakować mi krew spływającą z oczu strumieniami
zapamiętale kradnąc czerpiąc z życia tchnienia garściami
miota się wilcza dzikość
nieposkromiona szaleńcza pozorna zagubiona nicość
zamraża wnętrze dniem martwe
za czarnymi źrenicami podążając
rozlewa w przestrzeni cichego szlochu toni
wijąc rozpaczliwie myślą myśl zgubną goni
w klepsydrycznej doby miarze zagarnia czas
w czasu eteru tonąc bezmiarze zabiera blask
na wznak
ręce ciało skrzydła rozłożone
umysł oczy zapatrzone
z powolna w psychodelicznym drobnym kroku- do tyłu
jak na stromym zdradliwym stoku- do tyłu
wciąż jak w hipnozie nieogarnionej matni do- tyłu
nie daje siły czasu wytchnienia
dodając nowego wiecznego wciąż w bólu niezapomnienia
by stać się postacią w obrazie twym chwili tej rozkojarzenia
szmerem szelestem energią przemierzającą pokoje we wspomnieniach...
(AS)

poniedziałek, 10 marca 2008

xxx

słońca wschód rozchodzący
w promieniach ciepłych palce przenikających
iskierki wszystkie wyłapując
z dziecięcą nieposkromioną naiwnością
wyczekując
południa przechodzącego
wieczoru nadchodzącego
zmąconego spokoju
co na rozfalowanym niestatecznym niebie
roztacza podmuchem nadając kształty niezliczenie spływające wzdłuż siebie
milimetrowo po kawałku obnażając formy
spod zakurzonych wynurzające się zakamarków
rozstrzęsione w niespokojności gwałtowne poruszenie
nakazujące subtelne zaniepokojenie
ostrożnie powoli
w poszukiwaniu ciągłym obecności nieobecność mogącej ukoić
nieskończenie... ku ciepłu podążając
nasłuchując
zwierzęcej zwyczajnej ciekawości dając wyraz
by w głowie ukształtować nierealny zamazany obraz
by nadać krawędzie a krawędziom wymiary
zarysy a zarysom nakreślić jutra podstępne zamiary
nie chcąc cucić nieprzeniknionej senności
nieprzytomnej zaczarowanej w myśli tajemniczej słabości
odpływa realność ku nieracjonalnej przyjemnej zawiłości
(AS)....................................

poniedziałek, 3 marca 2008

Niebo płacze tysiącem łez
srebrzystymi kroplami zatapia zamglone wspomnienia

piątek, 22 lutego 2008

I cry when angels deserve to die...

wtorek, 19 lutego 2008

W opuszkach palców zapamiętanych kształtów
jedwabiście spływającym ku szalonych zmysłów zakamarków
by w księżycowej nocnej poświacie
bliżej przystanąć
w pulsującej ciepłej ciszy ogarnąć
przestrzeń zasypaną atomów nieskończonością
z powolna w cierpliwości obrazem nasycić
nienasycone jeszcze spojrzenie
zapamiętale chłonąc niespokojne miarowe oddechu tchnienie
bezsennie
zakosztować w dłoniach drżące poruszenie
w obrazie na części rozłożonym
oswajając kolejne nowe umysłu zadziwienie
oszczędnie
dzień karmiąc nowy
delikatnie
zamysł sycić chory
na ślepo z duszy uwolniony
podmuch jak ptak skrzydeł pozbawiony
w przestrzeni gubiąc w rozpaczy pióra
ulatuje wysoko wprost ku płonącym zajadle gwiazdom
obłokom zatrutym morderczą fantazją
by spaść zginąć
ot tak w nieznanej codziennej wrogiej myśli
śnie i jego przebudzeniu
zasypianiu
narkotycznie zawirowanym odurzeniu
ogień czerpiąc i ciepło z serca samego jadowitego płomienia
na proch strawiony
z nagła przestaje mi istnieć sen nierealny zagubiony

czwartek, 14 lutego 2008

Kwitnąco,
w esencji budzącego poranka,
miodowej skóry, złotą kroplą delikatnie spływającej
opatrznie
zatapiając dotyk we włosach skąpanych od woni kosmyki mierzwiącej,
rodzi dzień sie z nienacka,
jak niemowle, co raczkując podąża
ku światu, nowego horyzontu wypatrując,
nieśmiało z ciekawością zagląda
zbyt wiele myśli, by w jedną tylko ciszę schować
zbyt wiele światów, by ze wszystkich życia rozpakować
figlarnie, w powiek zmrużeniu,
ku zalotnemu, oddech dławiacemu spojrzeniu
ciepłej słodyczy, doprawionej nutką niewielką goryczny
by nadać smak
wina, wanilii i czekolady
opadającej pocałunkiem na policzek blady
by w niemocy roztargnienia,
cudownego odbicia zapatrzenia
odnaleźć stan
gdzieś tam
w otchłani mocnej niebieskości,
nienamacalnej nieskazitelności,
w cukierkowych mgłach zatopionch w nieznane postacie
w zwyczajnie codziennym pozostać ciała majestacie

...
ENJOY THE SILENCE

niedziela, 10 lutego 2008

godz. 20:08

Dziennik B. Jones...winko...ciasto francuskie z kremem...PERFECT!!! :)

wtorek, 22 stycznia 2008

Insomnia

INSOMNIA - moja słodka, egoistytczna, wytchnienia nie tolerująca, odpocząć wciąż nie pozwalająca...

poniedziałek, 21 stycznia 2008

16-01-2008

W przeciwmaterii umysłu,

cząstkach skóry zakazanych,

ludzkiego wiru zamysłu,

urojeń nieskazitelności od suszy popękanych

pytań trudnych nazbyt by znaleźć odpowiedzi

grzechów i przewinień nie nadających się nigdy

do żadnej już spowiedzi

huraganów w atomach niezliczonych rozpętanych

metafizycznością swą podkusza

z podstępnością dłonią bladą przydusza

nie pojawiając się samo w sobie staje się pragnieniem

ucieleśnieniem

idealnym nazbyt

jak na kruchą umysłu toń

uzależnioną od niepokoju woń

szmer, szelest, zamysł nagły

co zdawać by się mógł już dawno umarłym

nie pozwala, nie oddala

zbyt szybko każe być

i nie tylko

nie każe żyć

sterem i okrętem być sobie

żaglem, statkiem co nigdy w fikcji tej nie zatonie

sztormom i zawiejom wbrew

bezwzględnie podążając tam, gdzie brzegu wzywa zew

tam, gdzieś tam… gdzie bezpański pana poszukujący jest stan

(AS)

~przewrotnie~

Potokiem słów, co wypływa wciąż z rękawa

poezją co niezbyt zdaje się być ciekawa

w ten czas, gdy zegar wstrzymuje oddech

ja kolejną wyrażam prośbę

tak zwyczajnie, naturalnie

czasem zbyt banalnie

bo nie czuję, gdy rymuję ;)

…a może poproszę morze,

…a morze poprosi zorzę,

na spotkania nie przetrwanie

…przerwanie…w zawiei nie rozerwanie

gdy w głowie układam myśli

i czekam, aż to wszystko Ci się wyśni,

kraina w marzeniach, dzikiej eskapady uniesienia,

dom, dąb, w dębie…

krawędzi, kątów mój roześmiany wpatrzony wzrok.

(AS)

wtorek, 15 stycznia 2008

Świat w małej kuli, śnieżnych losu płatków puli

odnajdując w nowych zmysłach gubi…

moja pamięć obrazy, cienie, szeptów echa

jutro nienarodzone, niespodziewane co nie czeka

pobudki zamglonego nieśmiało poranka

zorzy delikatnej, słońca wypatrującego w księżycu kochanka

strachu odmierzanego każdego cichego bezszelestnego ranka

emocji, na wskroś wykrzywionego grymasem ciała

snu, w którym coraz dziwniejsza zagnieżdża się zagadka

wnętrze w ogromie gwiazd kosmosem wypełnione

pyłem, podmuchem nieposkromionym otulone

wielkie, tętniące nierozrżarzoe, umierające

odrobiną mocy w zapachu nęcącej słodyczy

nie staje się już niczym, co mogłoby go dotyczyć

samo w sobie szaleństwem, widzialnej klątwy przekleństwem

delikatnie tak po prostu będąc przyczyną z powolna woli przygasać

z dnia na dzień, z nocy na noc

czuć, smakować, bez emocji obserwować

w oddali nadchodzącą otępiającą w czynie niemoc.

(AS)

Nie istniejąc już w tej głowie

nie słychać już głosu ciepłego w tym słowie

nie ma poświęcenia, nie wygranej nigdy walki

porannego powiek uniesienia

nie ma krzyku, w ostrej pretensji wzburzenia

jest cisza, przenikająca bez zbędnego wzruszenia

w oczach nicość co nie wymagać zdaje się poruszenia

moc zaklęć niewypowiedzianych

snów już nie tych zaczarowanych

roztargnienie w zawirowaniu zagmatwanych myśli niecelowo nie poukładanych

zapisanych … w naiwności, życiu, jego starości i młodości

oddech, spojrzenie

eter, a w eterze niemożliwe zapomnienie.

(AS)

Jak przelać myśli, gesty słowa…

jak uwierzyć, zrozumieć by zacząć od nowa

w kobiecości czułości zapisanej odnaleźć

chęć i siłę, by zatrzymać się na chwilę

zerkać, trwać i być obok

całemu Twemu życiu nieustającą być opoką

byłam, jestem, będę

nadzieją i przerażeniem, czy z serca twego nie chcąc odejdę

byłam, jestem, będę

kobietą, matką, Twego życia narodzeniem

ciałem, krwią, żył splotem

tętnem, oddechem, podporą na wzrastające potem

uśmiechem, słowem, w czułym geście dłoni

murem, zaporą nie pozwalającą złu świata Cię dogonić

byłam, jestem, będę

trwając obok nigdy nie zniknę, nigdy nie odejdę.

(AS)

Labiryntów ścieżkami krętymi podążając

w ścianach drżenia cudownych ciało rozkładając

by palce, dłonie całe zatopić

być, zatracić, dzień z nocą razem stopić

zescaleniem, duszy uniesieniem, zapachem, woni ulotnej zmysłu pobudzeniem

mocą, niewiarą, zatraceniem

stać się autentycznym spojrzenia obrazu zaprzeczeniem

bez zbawienia, czynu pobłogosławienia

ze skrzydłami pętami skrępowanymi

błąkać się pomiędzy ścianami zimnymi, wilgotnymi, zapłakanymi

wypisać na murach krwią słowami nasączonymi

znienawidzić, zdeptać wykrzyczeć, raniące więzy rozpętać

nielogicznie obojętność w czas rozrzucić

a w czerń wszystkie kolory obrócić

żałobą codzienności ciało okryć

spojrzenia ogień oddechem zamrozić

spójrz… byłam diabłem, aniołem, motylem kolorowym

stworzeniem dzikim, niezrozumiałym…tak bardzo nocnym

wyblakłam, poskręcałam, uschłam

upadłam

byłam, a nie będąc będę, cieniem, smugą

zmysłu powonieniem, umysłu zatrwożeniem

gdzieś obok

skrzydeł delikatnym, nienamacalnym powiewem

niewidzialnym, przeźroczystym wczoraj wspomnieniem.

(AS)

czwartek, 10 stycznia 2008

oj , czy ty aby na pewno jesteś normalna? ;) .....

wtorek, 8 stycznia 2008

dokąd iść...gdy nie ma dokąd pójść?
jak to jest zmierzać do nikąd całkiem samemu...

środa, 2 stycznia 2008

życie jak poemat

w poemacie zamek stoi bajkowy

w głowie dziewczynki zamglony urojony

w tysiącu korytarzy starych drzwi drewnianych

skrzypi pląta co chwilę z boku ktoś zagląda

się krząta

dama stara sama

w cudne haftem strojne suknie przyodziana

się pali płomień w świecy rozświetlonej

się rozchodzi ciepłem pokuszeniem woni otulonej

woła dama wciąż ta sama

w iskierkach bytów zamigotana

drwi płacze i się śmieje

siedzi nasłuchuje jak w oddali groźnie szumią knieje

rozpościera falą rzęs zalanych

spojrzenie w źrenicach dwóch zaczarowanych

by w magicznej ciszy czasu zawieszeniu

nadać sens temu sensu pozbawionemu istnieniu

w palcach starych umęczonych igłą starą zardzewiałą

zszywa z kawałków dnia i nocy tkaninę wspaniałą

będzie jej na powrót welonem suknią

dziełem i stworzeniem

życiem myślą w myśli ukojeniem

płonie welon świecy ogniem rozpalony

w czynie słowie nieskładnym

płonie ogień trawiąc oddech w ciele bezwładnym

płacze dama stara wciąż ta sama

płaczą knieje ściany drzwi i ziemia

rozpływa i porywa łez strumień wartki

ostatnie dni i nocy skrawki

palą stare hafty z krzykiem zasłony czarne opadają z tafty

burzy wieje pali trawi

zapomniany poemat o tych co nigdy nie żyli i nie umarli

(29-12-2007 AS)

***

***
***