sowa huka, czarna szuka
czai i zagląda , zza okna mi spogląda
w białych firan odbicia cieniu
rozkłada w poklasku skrzydeł nocy stworzeniu
z drzewem starym w bliskości
jego i jej w ziemi jedności
zlatuje obok unosząc w energii pokładzie
niedosięgnionej w mocy przestrzeni
w zawirowanym tańcząc hipnotycznym pokazie
w powietrzu wiruje niezliczone tworząc prądy
w niezmąceniu stanym żadnym nakreślając lądy
sowa wije i szamota, oplątana drzewem wciąż sie miota
sił resztkami bój staczając z wichrowymi podmuchami
opada zaklęta w dół na ziemię
by z ziemią i drzewem stać się zespoleniem
jednym w dziele mroku być wrażeniem
jak omen wciąż pojawia się i znika
będąc duchem co na wskroś umysł sennie mi przenika
na bladym ciele poświatą układa
w zmęczone dłonie życie swe bezwładnie składa
(AS)
wtorek, 18 marca 2008
poniedziałek, 17 marca 2008
samotnie
w pozbawionym przestrzeni pulsie
cichym gasnącym
w zdławionym zaciśniętym od niemocy pełnym gardle
przelwa trucizna zabójcza tak zajadle
przemierza powoli ciało żył korytarze
czekając ofiary przedkładanej na dusz ołtarze
by smakować mi krew spływającą z oczu strumieniami
zapamiętale kradnąc czerpiąc z życia tchnienia garściami
miota się wilcza dzikość
nieposkromiona szaleńcza pozorna zagubiona nicość
zamraża wnętrze dniem martwe
za czarnymi źrenicami podążając
rozlewa w przestrzeni cichego szlochu toni
wijąc rozpaczliwie myślą myśl zgubną goni
w klepsydrycznej doby miarze zagarnia czas
w czasu eteru tonąc bezmiarze zabiera blask
na wznak
ręce ciało skrzydła rozłożone
umysł oczy zapatrzone
z powolna w psychodelicznym drobnym kroku- do tyłu
jak na stromym zdradliwym stoku- do tyłu
wciąż jak w hipnozie nieogarnionej matni do- tyłu
nie daje siły czasu wytchnienia
dodając nowego wiecznego wciąż w bólu niezapomnienia
by stać się postacią w obrazie twym chwili tej rozkojarzenia
szmerem szelestem energią przemierzającą pokoje we wspomnieniach...
(AS)
cichym gasnącym
w zdławionym zaciśniętym od niemocy pełnym gardle
przelwa trucizna zabójcza tak zajadle
przemierza powoli ciało żył korytarze
czekając ofiary przedkładanej na dusz ołtarze
by smakować mi krew spływającą z oczu strumieniami
zapamiętale kradnąc czerpiąc z życia tchnienia garściami
miota się wilcza dzikość
nieposkromiona szaleńcza pozorna zagubiona nicość
zamraża wnętrze dniem martwe
za czarnymi źrenicami podążając
rozlewa w przestrzeni cichego szlochu toni
wijąc rozpaczliwie myślą myśl zgubną goni
w klepsydrycznej doby miarze zagarnia czas
w czasu eteru tonąc bezmiarze zabiera blask
na wznak
ręce ciało skrzydła rozłożone
umysł oczy zapatrzone
z powolna w psychodelicznym drobnym kroku- do tyłu
jak na stromym zdradliwym stoku- do tyłu
wciąż jak w hipnozie nieogarnionej matni do- tyłu
nie daje siły czasu wytchnienia
dodając nowego wiecznego wciąż w bólu niezapomnienia
by stać się postacią w obrazie twym chwili tej rozkojarzenia
szmerem szelestem energią przemierzającą pokoje we wspomnieniach...
(AS)
poniedziałek, 10 marca 2008
xxx
słońca wschód rozchodzący
w promieniach ciepłych palce przenikających
iskierki wszystkie wyłapując
z dziecięcą nieposkromioną naiwnością
wyczekując
południa przechodzącego
wieczoru nadchodzącego
zmąconego spokoju
co na rozfalowanym niestatecznym niebie
roztacza podmuchem nadając kształty niezliczenie spływające wzdłuż siebie
milimetrowo po kawałku obnażając formy
spod zakurzonych wynurzające się zakamarków
rozstrzęsione w niespokojności gwałtowne poruszenie
nakazujące subtelne zaniepokojenie
ostrożnie powoli
w poszukiwaniu ciągłym obecności nieobecność mogącej ukoić
nieskończenie... ku ciepłu podążając
nasłuchując
zwierzęcej zwyczajnej ciekawości dając wyraz
by w głowie ukształtować nierealny zamazany obraz
by nadać krawędzie a krawędziom wymiary
zarysy a zarysom nakreślić jutra podstępne zamiary
nie chcąc cucić nieprzeniknionej senności
nieprzytomnej zaczarowanej w myśli tajemniczej słabości
odpływa realność ku nieracjonalnej przyjemnej zawiłości
(AS)....................................
w promieniach ciepłych palce przenikających
iskierki wszystkie wyłapując
z dziecięcą nieposkromioną naiwnością
wyczekując
południa przechodzącego
wieczoru nadchodzącego
zmąconego spokoju
co na rozfalowanym niestatecznym niebie
roztacza podmuchem nadając kształty niezliczenie spływające wzdłuż siebie
milimetrowo po kawałku obnażając formy
spod zakurzonych wynurzające się zakamarków
rozstrzęsione w niespokojności gwałtowne poruszenie
nakazujące subtelne zaniepokojenie
ostrożnie powoli
w poszukiwaniu ciągłym obecności nieobecność mogącej ukoić
nieskończenie... ku ciepłu podążając
nasłuchując
zwierzęcej zwyczajnej ciekawości dając wyraz
by w głowie ukształtować nierealny zamazany obraz
by nadać krawędzie a krawędziom wymiary
zarysy a zarysom nakreślić jutra podstępne zamiary
nie chcąc cucić nieprzeniknionej senności
nieprzytomnej zaczarowanej w myśli tajemniczej słabości
odpływa realność ku nieracjonalnej przyjemnej zawiłości
(AS)....................................
Subskrybuj:
Posty (Atom)