Świat w małej kuli, śnieżnych losu płatków puli
odnajdując w nowych zmysłach gubi…
moja pamięć obrazy, cienie, szeptów echa
jutro nienarodzone, niespodziewane co nie czeka
pobudki zamglonego nieśmiało poranka
zorzy delikatnej, słońca wypatrującego w księżycu kochanka
strachu odmierzanego każdego cichego bezszelestnego ranka
emocji, na wskroś wykrzywionego grymasem ciała
snu, w którym coraz dziwniejsza zagnieżdża się zagadka
wnętrze w ogromie gwiazd kosmosem wypełnione
pyłem, podmuchem nieposkromionym otulone
wielkie, tętniące nierozrżarzoe, umierające
odrobiną mocy w zapachu nęcącej słodyczy
nie staje się już niczym, co mogłoby go dotyczyć
samo w sobie szaleństwem, widzialnej klątwy przekleństwem
delikatnie tak po prostu będąc przyczyną z powolna woli przygasać
z dnia na dzień, z nocy na noc
czuć, smakować, bez emocji obserwować
w oddali nadchodzącą otępiającą w czynie niemoc.
(AS)
Nie istniejąc już w tej głowie
nie słychać już głosu ciepłego w tym słowie
nie ma poświęcenia, nie wygranej nigdy walki
porannego powiek uniesienia
nie ma krzyku, w ostrej pretensji wzburzenia
jest cisza, przenikająca bez zbędnego wzruszenia
w oczach nicość co nie wymagać zdaje się poruszenia
moc zaklęć niewypowiedzianych
snów już nie tych zaczarowanych
roztargnienie w zawirowaniu zagmatwanych myśli niecelowo nie poukładanych
zapisanych … w naiwności, życiu, jego starości i młodości
oddech, spojrzenie
eter, a w eterze niemożliwe zapomnienie.
(AS)
Jak przelać myśli, gesty słowa…
jak uwierzyć, zrozumieć by zacząć od nowa
w kobiecości czułości zapisanej odnaleźć
chęć i siłę, by zatrzymać się na chwilę
zerkać, trwać i być obok
całemu Twemu życiu nieustającą być opoką
byłam, jestem, będę
nadzieją i przerażeniem, czy z serca twego nie chcąc odejdę
byłam, jestem, będę
kobietą, matką, Twego życia narodzeniem
ciałem, krwią, żył splotem
tętnem, oddechem, podporą na wzrastające potem
uśmiechem, słowem, w czułym geście dłoni
murem, zaporą nie pozwalającą złu świata Cię dogonić
byłam, jestem, będę
trwając obok nigdy nie zniknę, nigdy nie odejdę.
(AS)
Labiryntów ścieżkami krętymi podążając
w ścianach drżenia cudownych ciało rozkładając
by palce, dłonie całe zatopić
być, zatracić, dzień z nocą razem stopić
zescaleniem, duszy uniesieniem, zapachem, woni ulotnej zmysłu pobudzeniem
mocą, niewiarą, zatraceniem
stać się autentycznym spojrzenia obrazu zaprzeczeniem
bez zbawienia, czynu pobłogosławienia
ze skrzydłami pętami skrępowanymi
błąkać się pomiędzy ścianami zimnymi, wilgotnymi, zapłakanymi
wypisać na murach krwią słowami nasączonymi
znienawidzić, zdeptać wykrzyczeć, raniące więzy rozpętać
nielogicznie obojętność w czas rozrzucić
a w czerń wszystkie kolory obrócić
żałobą codzienności ciało okryć
spojrzenia ogień oddechem zamrozić
spójrz… byłam diabłem, aniołem, motylem kolorowym
stworzeniem dzikim, niezrozumiałym…tak bardzo nocnym
wyblakłam, poskręcałam, uschłam
upadłam
byłam, a nie będąc będę, cieniem, smugą
zmysłu powonieniem, umysłu zatrwożeniem
gdzieś obok
skrzydeł delikatnym, nienamacalnym powiewem
niewidzialnym, przeźroczystym wczoraj wspomnieniem.
(AS)
1 komentarz:
Piękne, przejmujące i pełne emocji...:)
Prześlij komentarz