wtorek, 22 stycznia 2008
Insomnia
poniedziałek, 21 stycznia 2008
16-01-2008
W przeciwmaterii umysłu,
cząstkach skóry zakazanych,
ludzkiego wiru zamysłu,
urojeń nieskazitelności od suszy popękanych
pytań trudnych nazbyt by znaleźć odpowiedzi
grzechów i przewinień nie nadających się nigdy
do żadnej już spowiedzi
huraganów w atomach niezliczonych rozpętanych
metafizycznością swą podkusza
z podstępnością dłonią bladą przydusza
nie pojawiając się samo w sobie staje się pragnieniem
ucieleśnieniem
idealnym nazbyt
jak na kruchą umysłu toń
uzależnioną od niepokoju woń
szmer, szelest, zamysł nagły
co zdawać by się mógł już dawno umarłym
nie pozwala, nie oddala
zbyt szybko każe być
i nie tylko
nie każe żyć
sterem i okrętem być sobie
żaglem, statkiem co nigdy w fikcji tej nie zatonie
sztormom i zawiejom wbrew
bezwzględnie podążając tam, gdzie brzegu wzywa zew
tam, gdzieś tam… gdzie bezpański pana poszukujący jest stan
(AS)
~przewrotnie~
Potokiem słów, co wypływa wciąż z rękawa
poezją co niezbyt zdaje się być ciekawa
w ten czas, gdy zegar wstrzymuje oddech
ja kolejną wyrażam prośbę
tak zwyczajnie, naturalnie
czasem zbyt banalnie
bo nie czuję, gdy rymuję ;)
…a może poproszę morze,
…a morze poprosi zorzę,
na spotkania nie przetrwanie
…przerwanie…w zawiei nie rozerwanie
gdy w głowie układam myśli
i czekam, aż to wszystko Ci się wyśni,
kraina w marzeniach, dzikiej eskapady uniesienia,
dom, dąb, w dębie…
krawędzi, kątów mój roześmiany wpatrzony wzrok.
(AS)
wtorek, 15 stycznia 2008
Świat w małej kuli, śnieżnych losu płatków puli
odnajdując w nowych zmysłach gubi…
moja pamięć obrazy, cienie, szeptów echa
jutro nienarodzone, niespodziewane co nie czeka
pobudki zamglonego nieśmiało poranka
zorzy delikatnej, słońca wypatrującego w księżycu kochanka
strachu odmierzanego każdego cichego bezszelestnego ranka
emocji, na wskroś wykrzywionego grymasem ciała
snu, w którym coraz dziwniejsza zagnieżdża się zagadka
wnętrze w ogromie gwiazd kosmosem wypełnione
pyłem, podmuchem nieposkromionym otulone
wielkie, tętniące nierozrżarzoe, umierające
odrobiną mocy w zapachu nęcącej słodyczy
nie staje się już niczym, co mogłoby go dotyczyć
samo w sobie szaleństwem, widzialnej klątwy przekleństwem
delikatnie tak po prostu będąc przyczyną z powolna woli przygasać
z dnia na dzień, z nocy na noc
czuć, smakować, bez emocji obserwować
w oddali nadchodzącą otępiającą w czynie niemoc.
(AS)
Nie istniejąc już w tej głowie
nie słychać już głosu ciepłego w tym słowie
nie ma poświęcenia, nie wygranej nigdy walki
porannego powiek uniesienia
nie ma krzyku, w ostrej pretensji wzburzenia
jest cisza, przenikająca bez zbędnego wzruszenia
w oczach nicość co nie wymagać zdaje się poruszenia
moc zaklęć niewypowiedzianych
snów już nie tych zaczarowanych
roztargnienie w zawirowaniu zagmatwanych myśli niecelowo nie poukładanych
zapisanych … w naiwności, życiu, jego starości i młodości
oddech, spojrzenie
eter, a w eterze niemożliwe zapomnienie.
(AS)
Jak przelać myśli, gesty słowa…
jak uwierzyć, zrozumieć by zacząć od nowa
w kobiecości czułości zapisanej odnaleźć
chęć i siłę, by zatrzymać się na chwilę
zerkać, trwać i być obok
całemu Twemu życiu nieustającą być opoką
byłam, jestem, będę
nadzieją i przerażeniem, czy z serca twego nie chcąc odejdę
byłam, jestem, będę
kobietą, matką, Twego życia narodzeniem
ciałem, krwią, żył splotem
tętnem, oddechem, podporą na wzrastające potem
uśmiechem, słowem, w czułym geście dłoni
murem, zaporą nie pozwalającą złu świata Cię dogonić
byłam, jestem, będę
trwając obok nigdy nie zniknę, nigdy nie odejdę.
(AS)
Labiryntów ścieżkami krętymi podążając
w ścianach drżenia cudownych ciało rozkładając
by palce, dłonie całe zatopić
być, zatracić, dzień z nocą razem stopić
zescaleniem, duszy uniesieniem, zapachem, woni ulotnej zmysłu pobudzeniem
mocą, niewiarą, zatraceniem
stać się autentycznym spojrzenia obrazu zaprzeczeniem
bez zbawienia, czynu pobłogosławienia
ze skrzydłami pętami skrępowanymi
błąkać się pomiędzy ścianami zimnymi, wilgotnymi, zapłakanymi
wypisać na murach krwią słowami nasączonymi
znienawidzić, zdeptać wykrzyczeć, raniące więzy rozpętać
nielogicznie obojętność w czas rozrzucić
a w czerń wszystkie kolory obrócić
żałobą codzienności ciało okryć
spojrzenia ogień oddechem zamrozić
spójrz… byłam diabłem, aniołem, motylem kolorowym
stworzeniem dzikim, niezrozumiałym…tak bardzo nocnym
wyblakłam, poskręcałam, uschłam
upadłam
byłam, a nie będąc będę, cieniem, smugą
zmysłu powonieniem, umysłu zatrwożeniem
gdzieś obok
skrzydeł delikatnym, nienamacalnym powiewem
niewidzialnym, przeźroczystym wczoraj wspomnieniem.
(AS)
czwartek, 10 stycznia 2008
wtorek, 8 stycznia 2008
środa, 2 stycznia 2008
życie jak poemat
w poemacie zamek stoi bajkowy
w głowie dziewczynki zamglony urojony
w tysiącu korytarzy starych drzwi drewnianych
skrzypi pląta co chwilę z boku ktoś zagląda
się krząta
dama stara sama
w cudne haftem strojne suknie przyodziana
się pali płomień w świecy rozświetlonej
się rozchodzi ciepłem pokuszeniem woni otulonej
woła dama wciąż ta sama
w iskierkach bytów zamigotana
drwi płacze i się śmieje
siedzi nasłuchuje jak w oddali groźnie szumią knieje
rozpościera falą rzęs zalanych
spojrzenie w źrenicach dwóch zaczarowanych
by w magicznej ciszy czasu zawieszeniu
nadać sens temu sensu pozbawionemu istnieniu
w palcach starych umęczonych igłą starą zardzewiałą
zszywa z kawałków dnia i nocy tkaninę wspaniałą
będzie jej na powrót welonem suknią
dziełem i stworzeniem
życiem myślą w myśli ukojeniem
płonie welon świecy ogniem rozpalony
w czynie słowie nieskładnym
płonie ogień trawiąc oddech w ciele bezwładnym
płacze dama stara wciąż ta sama
płaczą knieje ściany drzwi i ziemia
rozpływa i porywa łez strumień wartki
ostatnie dni i nocy skrawki
palą stare hafty z krzykiem zasłony czarne opadają z tafty
burzy wieje pali trawi
zapomniany poemat o tych co nigdy nie żyli i nie umarli
(29-12-2007 AS)