piątek, 22 lutego 2008
wtorek, 19 lutego 2008
W opuszkach palców zapamiętanych kształtów
jedwabiście spływającym ku szalonych zmysłów zakamarków
by w księżycowej nocnej poświacie
bliżej przystanąć
w pulsującej ciepłej ciszy ogarnąć
przestrzeń zasypaną atomów nieskończonością
z powolna w cierpliwości obrazem nasycić
nienasycone jeszcze spojrzenie
zapamiętale chłonąc niespokojne miarowe oddechu tchnienie
bezsennie
zakosztować w dłoniach drżące poruszenie
w obrazie na części rozłożonym
oswajając kolejne nowe umysłu zadziwienie
oszczędnie
dzień karmiąc nowy
delikatnie
zamysł sycić chory
na ślepo z duszy uwolniony
podmuch jak ptak skrzydeł pozbawiony
w przestrzeni gubiąc w rozpaczy pióra
ulatuje wysoko wprost ku płonącym zajadle gwiazdom
obłokom zatrutym morderczą fantazją
by spaść zginąć
ot tak w nieznanej codziennej wrogiej myśli
śnie i jego przebudzeniu
zasypianiu
narkotycznie zawirowanym odurzeniu
ogień czerpiąc i ciepło z serca samego jadowitego płomienia
na proch strawiony
z nagła przestaje mi istnieć sen nierealny zagubiony
jedwabiście spływającym ku szalonych zmysłów zakamarków
by w księżycowej nocnej poświacie
bliżej przystanąć
w pulsującej ciepłej ciszy ogarnąć
przestrzeń zasypaną atomów nieskończonością
z powolna w cierpliwości obrazem nasycić
nienasycone jeszcze spojrzenie
zapamiętale chłonąc niespokojne miarowe oddechu tchnienie
bezsennie
zakosztować w dłoniach drżące poruszenie
w obrazie na części rozłożonym
oswajając kolejne nowe umysłu zadziwienie
oszczędnie
dzień karmiąc nowy
delikatnie
zamysł sycić chory
na ślepo z duszy uwolniony
podmuch jak ptak skrzydeł pozbawiony
w przestrzeni gubiąc w rozpaczy pióra
ulatuje wysoko wprost ku płonącym zajadle gwiazdom
obłokom zatrutym morderczą fantazją
by spaść zginąć
ot tak w nieznanej codziennej wrogiej myśli
śnie i jego przebudzeniu
zasypianiu
narkotycznie zawirowanym odurzeniu
ogień czerpiąc i ciepło z serca samego jadowitego płomienia
na proch strawiony
z nagła przestaje mi istnieć sen nierealny zagubiony
czwartek, 14 lutego 2008
Kwitnąco,
w esencji budzącego poranka,
miodowej skóry, złotą kroplą delikatnie spływającej
opatrznie
zatapiając dotyk we włosach skąpanych od woni kosmyki mierzwiącej,
rodzi dzień sie z nienacka,
jak niemowle, co raczkując podąża
ku światu, nowego horyzontu wypatrując,
nieśmiało z ciekawością zagląda
zbyt wiele myśli, by w jedną tylko ciszę schować
zbyt wiele światów, by ze wszystkich życia rozpakować
figlarnie, w powiek zmrużeniu,
ku zalotnemu, oddech dławiacemu spojrzeniu
ciepłej słodyczy, doprawionej nutką niewielką goryczny
by nadać smak
wina, wanilii i czekolady
opadającej pocałunkiem na policzek blady
by w niemocy roztargnienia,
cudownego odbicia zapatrzenia
odnaleźć stan
gdzieś tam
w otchłani mocnej niebieskości,
nienamacalnej nieskazitelności,
w cukierkowych mgłach zatopionch w nieznane postacie
w zwyczajnie codziennym pozostać ciała majestacie
...
ENJOY THE SILENCE
w esencji budzącego poranka,
miodowej skóry, złotą kroplą delikatnie spływającej
opatrznie
zatapiając dotyk we włosach skąpanych od woni kosmyki mierzwiącej,
rodzi dzień sie z nienacka,
jak niemowle, co raczkując podąża
ku światu, nowego horyzontu wypatrując,
nieśmiało z ciekawością zagląda
zbyt wiele myśli, by w jedną tylko ciszę schować
zbyt wiele światów, by ze wszystkich życia rozpakować
figlarnie, w powiek zmrużeniu,
ku zalotnemu, oddech dławiacemu spojrzeniu
ciepłej słodyczy, doprawionej nutką niewielką goryczny
by nadać smak
wina, wanilii i czekolady
opadającej pocałunkiem na policzek blady
by w niemocy roztargnienia,
cudownego odbicia zapatrzenia
odnaleźć stan
gdzieś tam
w otchłani mocnej niebieskości,
nienamacalnej nieskazitelności,
w cukierkowych mgłach zatopionch w nieznane postacie
w zwyczajnie codziennym pozostać ciała majestacie
...
ENJOY THE SILENCE
niedziela, 10 lutego 2008
Subskrybuj:
Posty (Atom)
***

***