poniedziałek, 14 lipca 2008

a trawa pod stopą bosą pokłonem się ugina, ostrzem skrytym w źdźbłach nowonarodzonych ruchem każdym nogi podcina,do przodu wciąż uparcie ciągnie krokiem niezwinnym, chwytając wiatr za podmuchem goniąc niewinnym chwytając wiatr ze wzrokiem zapatrzonym, zmąconym, leniwym okropne okropieństwo, zawirowało wiatrem nieznośne nieposłuszeństwo, dzieci uciekły, ptaki zamilkły,przystanęła piękna, zaskoczona przestrzenią, co nagle jestewstwo jej ogarnęła uklękła piękna, szumem zatrwożona, niepojętością sytuacji przerażona,upadła ciałem całym, niestałym
otwarłam oczy, w fotelu wygodnie usiadłam, papierosowym dymem włosy otrałam oto jestem, w psychodelicznym czasie, pomiędzy ziemią a niebem przykucłam sobie właśnie oto jestem, w codziennym transie, ja i ona w nieskończonej walce siostrobójczej wojnie o to która świecić ma jaśniej dziś ja, ona jutro ..po bitwie krajobraz i stłuczone w duszy lustro w lustrze odbić moc, a każde zachęcająco z uśmiechem woła no chodź..przyjdź, podejdź dostrzeż którąś z sióstr, zasmakuj siostrzany trujący spojrzenia miód
przybliż, dotknij i zgiń zmrożony przez lustrzanego serca lód zobacz, poczuj dostrzeż w tej paranoicznej myśli cud by w sennej zdobyczy dla siebie znaleść rolę, miejsce i przestrzeń, by w moją swoją obrócić wolę weź mnie za rękę, pobiegniemy nad rzekę, wejdziemy nagością naszych ciał cali duszą i ciałem najgłębiej jak się tylko da, nie zaczerupując oddechów już więcej zanurzymy postacie swe w cudownym rzeki tej odmęcie,wejdziemy i zamkniemy na powrót oczy, a ptaki przylecą i dzieci rozbawione przybiegną i stanie się przestrzeń, nadejdzie przeczekania czas, obudzi nowy rok, gdzieś tam gdzie nie będzie już nas

***

***
***